Moją wielką pasją jest historia Cracovii i krakowskiego sportu. Chodzę do biblioteki, czytam stare gazety i zbieram wszystkie jakie napotkam informacje o dawnych futbolistach. Czytając dawną prasę – nawet nie wiem jak bardzo spiesząc się do rubryki „Sport” – nie sposób przejść obojętnie obok artykułu o sensacyjnym zatonięciu niejakiego Titanica, skandalu obyczajowym w renomowanym gimnazjum czy wynikach wyborów do galicyjskiego parlamentu.
Jest jeszcze coś czego nie da się minąć obojętnie. To stare reklamy. Choć nie ma już tych firm i ich klientów to one tam są i nadal zachęcają. Nigdy nie przeglądałem gazet pod kątem reklam, to one same atakowały moje oczy. Skuteczne nawet po stu latach. Jest w nich piękno, humor, naiwność, wdzięk i klimat.
Zbierałem najlepsze z nich i ani się obejrzałem jak kolekcja zaczęła liczyć kilkaset sztuk. Są świetne mówili znajomi, więc postanowiłem by cieszyły nie tylko moje i ich oczy.
W galicyjskim Krakowie wychodziło nawet do ośmiu dzienników, a powszechnie czytano jeszcze lwowskie i wiedeńskie. Niektóre z nich miały dwa odrębne wydania – poranne i wieczorne. A oprócz nich ukazywały się setki tygodników, miesięczników, druków okazyjnych. Nie inaczej było w II RP. Tworzyło to gigantyczny rynek reklamy, reklamy tworzonej na ogół lokalnie. To niesamowity świat, o którego dorobku zapomnieliśmy.
Pozwólcie go sobie przedstawić, zapraszam do lektury!
Artur Fortuna („FortArt„)
fortart@gazeta.pl